Alkohol, awantury i pytanie “za co walczymy?”, czyli mobilizacja po rosyjsku

Dwa dni temu Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację wojskową w Rosji. Obywatele, którzy dotychczas biernie przyglądali się temu, co wojska Kremla robią w Ukrainie, poczuli w końcu prawdziwy strach. Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem mobilizacji niezależne rosyjskie media informowały o wykupionych zagranicznych biletach lotniczych i popłochu na lotniskach. Potem było już tylko gorzej…
Zobacz też: Częściowa mobilizacja Putina. Obywatele Rosji zaniepokojeni
Ogłoszona w środę “częściowa” mobilizacja wojskowa prowadzona jest chaotycznie, bez żadnego przygotowania i na masową skalę. Z różnych zakątków Rosji napływają doniesienia, że władze próbują zaciągnąć do wojska nie tylko uprawnionych mężczyzn w wieku poborowym, ale również studentów, osoby z niepełnosprawnościami, a nawet… zmarłych. Odbywa się to mimo zapewnień Putina, że wezwania dostaną tylko osoby z “przygotowaniem bojowym”.
“Za co walczymy?”
Tego typu działania sprawiają, że na front trafią osoby przerażone, zupełnie nieprzygotowane i nie chcące walczyć. Obywatele rosyjscy nie wykazują się zbyt dużym rozsądkiem, rejestrując poszczególne etapy mobilizacji i publikując nagrania w mediach społecznościowych. Widać na nich, że w punktach poborowych atmosfera jest bardzo napięta, a wielu powołanych mężczyzn nie widzi potrzeby walki.
– Zabawa się skończyła. Wszyscy jesteście żołnierzami.
– Ale o co walczymy?
Fragment rozmowy jednego z wojskowych z powołanym mężczyzną.
Co więcej, mężczyźni, którzy zostali już powołani i obecnie powinni odbywać szkolenie wojskowe, również nie są w najlepszym nastroju. W sieci krążą filmiki, na których widać, w jakim stanie jest wojsko “drugiej największej armii świata”. Mężczyźni na nagraniach zdecydowanie nie stronią od alkoholu, niektórzy są tak pijani, że nie są wstanie utrzymać się na nogach.
“Druga armia świata”
Imprezowy nastrój przyszłych żołnierzy nie pohamował jednak ich woli walki. Niektóre nagrania pokazują, że powołani do wojska mężczyźni są naładowani adrenaliną, a wręcz skorzy do agresji. Najdziwniejsze jest tylko to, że nie dotarli jeszcze do Ukrainy…
Zobacz też: Syn Dmitrija Pieskowa drwi z mobilizacji, będzie to załatwiał na innym szczeblu