“Stranger Things” to produkcja, o której mówią wszyscy. Serial o nastolatkach walczących ze złem osadzony w latach 80. bije rekordy popularności, a premiera każdego kolejnego sezonu to ogromne wydarzenie nie tylko dla fanów, ale również dla wszystkich miłośników seriali.

Zobacz też: Kate Bush z Running Up That Hill podbija listy przebojów. Wszystko za sprawą 4. sezonu Stranger Things

Mało kto wie jednak, że swoją cegiełkę do sukcesu 4. sezonu “Stranger Things” dołożył Polak, a konkretnie Marcin Harasimowicz. Aktor pochodzi z Wrocławia i ma 44 lata, a do 30-tego roku życia pracował jako dziennikarz sportowy. W pewnym momencie swojego życia uznał jednak, że chce się rozwijać, więc porzucił swoje dotychczasowe życie i poleciał do Stanów Zjednoczonych. Tam od 10 lat sukcesywnie rozwija karierę aktorską, występując pod pseudonimem Martin Harris.

Marcin Harasimowicz w “Stranger Things”

Dlaczego aktor nie używa prawdziwego nazwiska? Marcin Harasimowicz w wywiadzie dla “Gazety Wrocławskiej” wyznał, że zapewnia mu to większą wszechstronność w pracy, ponieważ z własnym nazwiskiem otrzymywałby jedynie role Rosjan lub osób ze wschodniej Europy. Aktor ukończył roczny kurs w prestiżowej Szkole Stelli Adler. Jego największym sukcesem jest niewątpliwie rola w “Czerwonej nocie”, czyli najdroższej produkcji Netflixa.

W “Stranger Things” aktor pojawił się tylko w trzech odcinkach, jako współwięzień komendanta Jima Hoppera. Mężczyźni uwięzieni w rosyjskim więzieniu jedzą nieoczekiwaną wykwintną kolację i zastanawiają się, co ich czeka. Droga polskiego aktora do “Stranger Things” nie była łatwa i krótka, ponieważ starał się rolę 4 lata, zakładając wcześniej że zagra inną postać. W końcu jednak udało się dostać angaż i Polak otrzymał szansę pracy przy światowej produkcji.

Wyświetl ten post na Instagramie